czwartek, 27 grudnia 2012

Miasto



Moje miasto
Miasto Świętej Wieży
I Czarnej Madonny
Co ma osiem sukienek z klejnotów
(przebierają ją od czasu do czasu)
I antypatyczną, wyniosłą twarz

Miasto niegdyś oswojone
- z moim pierwszym chłopakiem, za rękę
Zaułki na Garncarskiej
Obrazy Dudy-Gracza
Brzozy w Lesie Aniołowskim
(kiedyś był tam poligon)

W jednym moim wspomnieniu
Leżymy na murze cmentarza żydowskiego
Patrzymy w niebo
I na drzewa bzowe
(wyrosły takie dorodne na ciałach Kohenów)
I na połamane macewy
Czytamy Grochowiaka
„Płonącą żyrafę”

Miasto porzucone
Zbywane co roku tym samym zwięzłym zdaniem 
Wypowiadanym w Wigilię:
„W tym mieście czas się zatrzymał”
A reszta świata pędzi

Miasto dziś obce
Brak nawet ludzi
Którzy tu ze mną mieszkali


= o =


My city
City of the Holy Tower
And Black Madonna
Who has eight jewelled dresses
(they give her a make-over from time to time)
And unpleasant haughty face

City once tamed
- with my boyfriend, holding hands
Cul-de-sacs in Garncarska Street
Duda-Gracz’s paintings
Birch trees in the Aniołów Forest
(used to be a military training area)

In one of my memories
We are lying on the wall of the Jewish Cemetery
Looking at the sky
And lilac trees
(growing so abundantly on the bodies of Kohens)
And broken gravestones
Reading Grochowiak
His “Burning Giraffe”

City deserted
Passed over every year with the same cursory sentence
Spoken on Christmas Eve:
“The clock has stopped in this city”
The rest of the world is racing

City estranged
There are even no people
That used to live here with me
 




 

piątek, 21 grudnia 2012

List



Spędziłam kiedyś ze trzy godziny
- szukając listu od Ciebie, Tato,
W kartonowych pudłach
Pełnych papierowych fatałaszków z przeszłości

Brzydkich kartek wielkanocnych

Listów adresowanych do „Shiriko”
(jeden z moich chłopaków tak mnie nazywał, choć za cholerę nie pamiętam, dlaczego
- gdy mówię na głos „Shiriko”, w myślach pojawia się niebieska atłasowa piżama i pierwszy prawdziwy szampan, jakiego piłam w życiu)

Starych świadectw szkolnych

Wydrukowanych z Yahoo! pikantnych maili, jakie wysyłał do mnie na studiach mój wykładowca (miłosiernie ledwo widać już tusz)

Zaproszeń na ślub od osób, które zdążyły się już rozwieść (niektóre nawet dwa razy)

Jeden jedyny list od Ciebie zagubił się w masie makulatury

Nie ma go

Jest szczątkowo w moich myślach
Szara koperta
Zwykły papier w kratkę
Nic wymyślnego
(jak Ty sam)
List otrzymałam na porannym apelu
Podczas obozu żeglarskiego im. kapitana Barlika
W 1993
W Orzyszu

Ponieważ nie będzie nas w dzień Twojego powrotu, odbierze Cię Dziadek Z. – i pomoże Ci nieść patent żeglarski!

Biedny Tato
W świecie bez telefonów komórkowych
Po prostu nie wiedziałeś, że
wypisałam się już wtedy z kursu żeglarskiego
Nie umiałam wystarczająco dobrze pływać
Były wakacje, chciałam odpocząć
A nie wkuwać znaki żeglugi śródlądowej
Nocą, przy latarce
Albo ćwiczyć węzły
Nie mówiąc już o bączkowaniu (w tym zawsze byłam do dupy)

Zrezygnowałam
Obijałam się po obozie, trochę pływałam kajakiem
Trochę łaziłam po lesie
Paląc papierosy i śpiewając Pearl Jam
Z inną podobną do mnie dysydentką

Pomoże Ci nieść patent żeglarski

Nigdy nie powiedziałam Ci
Jak wiele znaczył tamten list

Gdy pod autokarem pojawił się Dziadek Z., nonszalancko pokazałam mu patent żeglarski

Tak samo niedbale pokazałam go Tobie, Tato, gdy już wróciliście z wakacji


--- k ---



The other day, I spent about three hours
Looking for a letter from you, Dad,
In cardboard boxes
Full of paper trinkets of the past

Ugly Easter Greetings cards

Letters addressed to “Shiriko” (one of my boyfriends gave me that nickname, though, hell, I don’t remember why
- when I say “Shiriko”, my mind projects  an image of blue satin pyjamas and the first authentic champagne I ever had in my life)

Old school reports

Saucy e-mails printed from Yahoo! Mail, sent to me by my lecturer when I was at the university (the ink is mercifully barely legible now)

Wedding invitations from people who have already managed to get divorced (some of them twice)

The only letter I ever got from you is lost in a mass of waste paper

It is gone

Some remnants still exist in my memory, though
Grey envelope
Ordinary sheet of checkered paper
Nothing fancy
(as you were)
I collected the letter at the morning call
During the summer sailing camp
(named after Captain Barlik)
In 1993
In Orzysz


We’re not going to be there on the day you come back, so Grandpa Z. will collect you – and help you carry your Yachtsman Certificate!

Poor Dad
In a world without cell phones
You simply did not know that
I had already dropped out from the yachting course
I could not swim well enough
I wanted holidays, I wanted to take some rest
I did not want to memorize inland waterway signs
At night, by torchlight
Or practise knots
Not to mention sculling (I was always crap at that)

I dropped out
I hung around the camp, did some kayaking
Some wandering around the forest
Smoking cigarettes and singing Pearl Jam
With another dissident like me

Help you carry your Yachtsman Certificate

I never told you
How much that letter had mattered

When Grandpa Z. turned up to pick me up,
I showed him my Yachtsman Certificate in a blasé sort of way

With similar nonchalance I showed it to you, Dad,
When you came back from your holidays






czwartek, 20 grudnia 2012

Happy Birthday



Urodziny jak co roku
- dość gówniane.
Jedyna różnica jest taka,
że to trzydziesta piąta rocznica moich narodzin
w ponury, grudniowy ranek 1977.
A nie trzydziesta czwarta.
Ani trzydziesta trzecia.
Te jakoś skleiły się w myślach
- ale też były gówniane.
 
Na trzydziestą kupiłam sobie wielki obraz.
Przedstawia drewniany stół wiszący w próżni.
Na przeciwległych krawędziach blatu dwa kamienie.
Niby spadają, już prawie lecą w dół, ale jednak nie.
Pół tu, pół tam.
Jeszcze nie spadają.
Nie teraz.

- p -


My birthday, like every year
- is fairly shitty.
The only difference is that
it’s the thirty fifth anniversary of my birthday
on a gloomy December morning of 1977.
Not the thirty fourth.
Nor the thirty third.
Those two have kind of stuck together in my memory
- but they were shitty, too.

For my thirtieth birthday I bought myself a big painting.
Shows a wooden table hanging in a vacuum.
With two stones on the opposite edges of the tabletop.
Kind of falling down, almost dropping, but not quite.
Half here, half there.
Not yet falling.
Not now.